
Jak powstły czapki Jules
Szare początki
Jules to ja - Julia. Tak na mnie mówią przyjaciele. Tak nazywają się teraz czapki, które robię i moja malutka, lokalna marka hand made.
Kiedyś przez wiele lat pracowałam na etacie, w mniejszym lub większym korpo. Po około 7 latach pracy na nie swoich zasadach, pracy na bardzo wysokich, wykańczających obrotach, byłam bardzo zmęczona. Jedynymi jasnymi plamami, na które zawsze bardzo czekałam były wspólne wyjazdy z przyjaciółmi w góry, najczęściej na deskę lub narty. Wtedy, zmęczona po całym dniu na stoku, siadałam wśród bliskich i w końcu byłam zrelaksowana i szczęśliwa. Mniej więcej 2003 roku zrobiła się wielka moda na kolorowe czapki, które były trudno dostępne w Polsce, a jeśli już jakieś pojawiły się w sklepach, to były bardzo drogie a wybór był mały. Dlatego na wyjazdy brałam ze sobą kolorowe włóczki i dla każdego i każdej, kto mnie poprosił robiłam czapki. Pod kolor stroju, z imieniem, pomponem lub bez. Nie były one idealne, ale chętnych nigdy nie brakowało.
Próba z własną działalnością i własną marką
Lata leciały, a moja praca powodowała, że zamiast się rozwijać czułam się coraz bardziej zmęczona i wypalona. Na taki stan składało się wiele czynników, w tym moje zdrowie i nawyki. Póki jeszcze było lato - wytrzymywałam, ale jak zaczęła się zbliżać jesień - na prawdę zaczynało być ciężko. Ciężko mi było samej ze sobą. Zaczęłam rozważać różne scenariusze. A Staszka mojego coraz bardziej ciągnęło w góry, do domu, do Zakopanego. Jeden scenariusz wydawał się bardziej kuszący niż inne, które pojawiały się u mnie w głowie. Zakładał on taki plan: robić coś, co mogę robić wszędzie, co daje mi satysfakcje i daje głowie odpocząć, przeprowadzić się do Zakopanego i po prostu zobaczyć co się wydarzy. To coś to miały być czapki.
Tak na prawdę to nie wiem jak podjęta została decyzja - chyba po prostu tak miało być. We wrześniu założyłam działalność - bez żadnych dofinansowań ani nic, bo ciągle jeszcze byłam na etacie. Powoli zaczęłam kompletować różne elementy marki Jules. Najpierw w wielkich bólach decyzyjnych zdecydowałam się na nazwę mojej malutkiej marki, potem powstało logo, wszywki do czapek, włóczki i strona. Moja malutka marka handmade powoli rosła i nabierała kształtów. A co najważniejsze, spływały również pierwsze zamówienia.
Wraz z pierwszymi zamówieniami rosło też moje przekonanie, że ten plan ma szanse na powodzenie. I tak, na początku listopada 2014 powiedziałam definitywne "dość" pracy w biurze i złożyłam wypowiedzenie. To był chyba najodważniejszy krok w moim życiu na jaki się zdobyłam. Porzucenie stabilizacji etatu i początek własnego, niepewnego biznesu hand-made.
Żeby było ciekawiej tydzień później okazało się, że jestem w ciąży, ale to już zupełnie inna historia.
Własna marka handmade i nowe życie
W całym planie chodziło o to, żeby zmienić swoje życie, oderwać się od szarości, zrelaksować i zregenerować siły i stworzyć coś fajnego, co mam nadzieję i Wam się podoba.
Teraz sama zarządzam swoim czasem i okazuje się, że to wcale nie takie łatwe, ale bardzo satysfakcjonujące. Kiedyś w Gdyni - teraz w Zakopanem. Polecam każdej i każdemu rzucić się w nieznane i zacząć polegać na sobie i swoich umiejętnościach.
grafika i zdjęcia: YakYak lub Rupika